Czy w niebie jest wi-fi?

Postanowiłam zebrać się na odwagę i wziąć pod lupę na blogu, aplikacje do modlitwy. Na ile są one pomocne, a na ile odciągają niektórych z nas od Pana Boga? Od razu napiszę, że nie mam jednej, uniwersalnej odpowiedzi. Nie śmiałabym jej szukać w tak delikatnym temacie. Chciałabym tylko przedstawić argumenty za i przeciw, aby każdy mógł sam rozważyć w swoim sercu, czy korzystanie z takiej formy rozwoju duchowego przyniesie mu więcej pożytku czy szkody.

Cyfrowy Bestiariusz. Czyli co smartfon robi z naszymi relacjami?

Wiemy, że w grocie na Wawelu raczej nie mieszkał żaden smok, a cudowne rogi jednorożców, były tak naprawdę długimi kłami narwala, które były zbierane przez Wikingów i sprzedawane za niebotyczne sumy. Uśmiechamy się na myśl, w co to nie wierzyli i wierzyli nasi pra, pra przodkowie. Czasami mam wrażenie, że wręcz zachłystujemy się naszą mądrością czasów i nawet nie zauważamy, jak sami, niekiedy, wierzymy we współczesną, cyfrową mitologię. Co gorsze, te wszystkie stwory, nie czają się wcale na nas w lesie czy mokradłach, ale są one obecne w nas samych. Nasza naiwność, brak refleksji nad swoim zachowaniem i brak pokory, stworzyło niejedno „dziwne stworzenie”, które psuje nasze ludzkie relacje. Niczym wodne rusałki, telefony rzuciły na nas urok.

Uzależnieni współwinni.

Jestem w trakcie edycji tekstu. Starannie dobieram słowa, aby przebić się przez niekończący się strumień mi podobnych, innych twórców na instagramie. Staram się nadać hasłu emocjonalno-zaczepny ton. Czysty marketing. Cel uświęca środki. Jednak od czasu do czasu, zastanawiam się, czy to co robię, jest w porządku.

Aitana Lopez, chwilowy kaprys czy początek końca influencerów?

Jej ostatnia relacja na instagramie przedstawia kolacje w restauracji, kubek z zieloną herbatą w białej pościeli i odpoczynek w fotelu. Obrazki, jakich wiele i do których użytkownicy instagrama są bardzo przyzwyczajeni.

Aitana Lopez ma 25 lat, żyje w Barcelonie i na pierwszy rzut oka, jest jedną z tysiąca influencerek, ktorych konta przesuwają się przed oczami scrollujących kobiet. Jednak Aitana jest wyjątkowa i różni się od innych modelek tym, że …nie istnieje.

Zainspirowani. Czy internet stał się 12 muzą?

W słowniku języka polskiego słowo „inspiracja” posiada dwa znaczenia. Jedno z nich to: natchnienie, zapał twórczy. Drugie: wpływ wywierany na kogoś, sugestia. Mam wrażenie, że wszystkie slogany i internetowe propozycje inspiracji skupione są na tym drugim. Pomysł, że w trakcie scrollowania ekranu smartfona spłynie na nas natchnienie, a konkretny wpis na tym czy innym portalu rozżarzy w nas twórczy zapał, jest tak prawdziwy, jak tańcząca pupa sfinksa na jednej z rolek instagrama.

Przeczytałam zdanie, notabene w internecie, że internet to 12 muza. Nie mogłam odnaleźć źródła tego stwierdzenia, ale mocno mnie to zastanowiło. Mitologiczne muzy w ilości sztuk 9, miały za zadanie wspomagać twórców i pilnować im weny.

Kojarzymy greckie muzy jako tańczące kobiety, w zwiewnych, półprzeźroczystych sukieneczkach, które trzymając się za ręce, mają w życiu jeden cel: stać na straży piękna. To co w takim razie robi muza 12? Jak dla mnie, to ona wbrew pozorom nie tańczy, co najwyżej siedzi rozwalona na fotelu. Ma w jednej ręce telefon, na nogach najnowsze mokasyny, a w drugiej trzyma papierowy kubek z obrazkiem zielonej syrenki. 12 muza zatem może i istnieje, ale jej głównym celem, w najlepszym wypadku, jest wyciąganie ręki po twoje pieniądze.

Należy sobie zadać w tym momencie zasadnicze pytanie. Internetowa inspiracja? Na ile jest mi to naprawdę potrzebne i czy czasami więcej (prawdziwego natchnienia) nie znajdę podczas zwykłego spaceru?

Tymczasem inspiracja inspiracją inspirację przegania i tak w koło Macieju, aż do momentu kiedy na tej karuzeli kolorowego dobrodziejstwa zrobi się nam niedobrze i albo w porę z niej zsiądziemy, zataczając małe kółeczka, albo zlecimy z łoskotem i jeszcze dostaniemy po głowie kolejnym kawałkiem powyższej inspiracji.

Czy to początek końca Instagrama w Polsce?

Już kilkukrotnie próbowałam wrócić do regularnego pisania na blogu. Jak widać, z kiepskim skutkiem. Być może mój mózg, tak samo jak twój, stał się w mniejszym lub większym stopniu mózgiem rozpraszalnym. Dodajmy jeszcze fakt, że na blogach nie istnieje już natychmiastowa gratyfikacja w postaci malutkiego serduszka, komentarza czy lajka i bam! Nie chce się już pisać, tak jak kiedyś. Czy to źle? Powiedziałabym, że fatalnie. Ale jest ratunek.