Czy w niebie jest wi-fi?

Postanowiłam zebrać się na odwagę i wziąć pod lupę na blogu, aplikacje do modlitwy. Na ile są one pomocne, a na ile odciągają niektórych z nas od Pana Boga? Od razu napiszę, że nie mam jednej, uniwersalnej odpowiedzi. Nie śmiałabym jej szukać w tak delikatnym temacie. Chciałabym tylko przedstawić argumenty za i przeciw, aby każdy mógł sam rozważyć w swoim sercu, czy korzystanie z takiej formy rozwoju duchowego przyniesie mu więcej pożytku czy szkody.

Większość z nich wymaga tego, aby być podłączonym do Internetu. Natomiast wszystkie, ze względu na swój charakter i formę, wymagają, aby korzystać z nich za pośrednictwem smartfona. Piszę te banalne stwierdzenia, bo już często się nad tym nie zastanawiamy, a w uszach brzmi mi słynny cytat Marshalla McLuhana, że medium jest przekazem. „Rzeczywiście, jest aż nazbyt typowe, że „treść” dowolnego medium oślepia nas na charakter medium”.[1] Dlatego niezależnie do tego, czy będziemy korzystać z wyżej wymienionych aplikacji, nie możemy zapominać, że to nie jest to ani papier, ani modlitwa w ciszy i samotności.

Zdradzam się tym samym, że nie jestem do końca obiektywna w tym temacie. Osobiście nie korzystam z internetowych pomocy do spędzania czasu z Bogiem, bo tworząc na co dzień treści w sieci, mam ekranów aż nadto. Ludzie są jednak bardzo różni. Jesteśmy na odmiennych etapach swojej duchowej drogi i może się okazać, że gro osób, nie sięga po telefon wcale tak często. Zastanówmy się zatem, po kolei, co przemawia za używaniem nowoczesnych technologii w sferze ducha. Na pewno przemawia łatwość, z jaką możemy dostać się do tekstów z Pisma Świętego. Jest to również duże ułatwienie dla tych, którzy dopiero zaczynają np. modlitwę brewiarzową. Wszystko jest podane na tacy, wystarczy włączyć aplikacje i podążać za instrukcją. Kolejny plus, to możliwość słuchania słowa, jak i komentarzy do czytań z dnia itd. Można również z większą łatwością wejść w rytm codziennej modlitwy, ponieważ w większości tych aplikacji, codziennie pojawia się nowa treść. Ponadto, można ustawić sobie powiadomienie, aby o takiej modlitwie nie zapomnieć. Chociaż do włączania, nawet takich powiadomień, nie zachęcam. Bardzo dużym atutem takich rozwiązań, jest udostępnienie łatwego kontaktu z modlitwami tym, którzy są na etapie nawrócenia. Niektórzy chcą się modlić, ale nie wiedzą jak. Przyzwyczailiśmy się może do powszedniości niektórych modlitw, a to wcale nie jest takie oczywiste. Taki przewodnik w cyfrowej postaci, może stać się, autentycznym narzędziem Ducha Świętego. Mimo mojej personalnej niechęci do modlitwy na ekranie, nie wolno mi o takich przypadkach zapomnieć. Jest jeszcze atut w postaci czytania w nocy, co mogą docenić matki małych dzieci. Mogą się one wtedy pomodlić, podczas np. usypiania dzieci.

Dlaczego zatem zawracać sobie głowę wadami takich rozwiązań, skoro jasno widać, że dla niektórych modlitwa online może być bardzo pomocna? Dlatego, że to moim zdaniem, jest właśnie dobre rozwiązanie dla niektórych, oraz na konkretnym etapie. Jeżeli pozostaniemy na etapie modlenia się ze smartfonem w ręce, to może nam uciec zupełnie inna odczuwalność Bożej obecności, która jest dostępna w świecie offline. Wyciąganie telefonu w kościele, wydaje się być nadal dużym fax-pas. Niestety, smartfon ze swoją ogromną multifunkcjonalnością jest przedmiotem, który powoduje barierę w relacjach. Nawet jeśli na telefonie się modlimy, ale robimy, to nadal będziemy wysyłać komunikat-nie podchodź. To co na telefonie możemy zrobić i świadomość innych, że można na nim, co prawda czytać Pismo Święte, ale można też grać w grę, albo pracować, może powodować dezorientację w otoczeniu. Chrześcijaństwo zaprasza nas do wspólnoty, do relacji. Co prawda, modląc się, jesteśmy zazwyczaj sami, ale jednak nie można ignorować te momenty, kiedy jesteśmy wtedy w otoczeniu innych ludzi. Dlatego też, nie zastępowała bym nigdy papierowego Słowa, telefonem w zupełności. Abstrahując już od samego papieru i benefitów, które płyną z takiego analogowego czytania.Tekst, który czytamy na papierze, lepiej rozumiemy a nasz mózg reaguje na taki bodziec inaczej. Argument, że i tak mam to w telefonie, jest moim zdaniem, w tym przypadku, nietrafiony. Pozwalamy tym samym, aby smartfon był naszym towarzyszem wszędzie. Kolejna sprawa to przestrzeń modlitwy jako sacrum.

Kiedyś przeczytałam takie zdanie, że w Internecie w ogóle sacrum nie istnieje. Nie wiem czy to prawda. Zarazem są głosy (notabene w Internecie) które mówią, że sacrum i profanum mają się ze sobą wzajemnie przenikać. Wierzę, że Bóg jest wszędzie. Nie ma w takiej rzeczywistości w naszym życiu, gdzie On nie byłby obecny. Raczej chodzi o naszą kondycję duchową i umiejętność dostrzegania tej Obecności. Jest to trudne, gdy jesteśmy nieustannie rozproszeni. Czy na pewno Pan Bóg, kiedy korzystamy z takich aplikacji, nie „konkuruje” wtedy z innymi aplikacjami? Każdy musi sam ocenić, na ile relacje z internetowymi treściami, nawet tymi najlepszymi, determinują jakość naszego spotkania ze Stwórcą. To mogą być naprawdę wspaniałe narzędzia na początek drogi modlitwy i rozwojem wiary ogólnie. Jest to komfortowe rozwiązanie, na niektórych etapach życia. Warto jednak, przynajmniej moim zdaniem, patrzeć później dalej. Tam, gdzie, może i sygnał się urywa, ale Boży zasięg trwa i wciąż ma 5 kreseczek. 

No Comments

Leave a Reply